25 lipca 2011

Eldo w Soho

Koncert Warszawiaka był – zdawałoby się - najgłośniejszym wydarzeniem gatunku w Sosnowcu od niepamiętnych czasów. Promocja wyślizgnęła się ze stałych łącz i przybrała formę oklejonych plakatami słupów, tablic ogłoszeń i innych różnej maści powierzchni. Wejściówkę można było zakupić w przedsprzedaży w osławionym Blinku, dąbrowskim Proffito, a nawet w Chromie. Zapowiadało się lepiej niż za czasów pamiętnej Strefy, co akurat znam niestety jedynie z opowiadań bardziej wytrwałych stażem. Nadszedł wreszcie wyczekiwany trzeci dzień grudnia.

Plakaty jasno sugerowały, żeby przeciąć wstęgę około 20:00. Wstawiając się o 21:00 zauważyłem niewielką ilość ludzi, chociaż żywione przeze mnie nadzieje rokowały nieco lepiej. Poczułem niewielkie rozczarowanie, po czym uspokoiłem się. Skoro przy okazji występu Methoda i Reda Stodoła nie pęka w szwach jak na teledysku Grammatika, dlaczego miałby być natłok w studenckim Soho. Najwidoczniej, przyznam niestety z bólem, następne pokolenie słuchaczy rapu w Sosnowcu jest jeszcze nieprzyzwyczajone, że może oglądać najlepszych w swoim mieście! Zresztą, kto dzisiaj przychodzi na supporty?

Do rzeczy, zatem. Scena ugościła będzińską reprezentację jako pierwszą, gdzie – sugerując się plakatem – zabrakło jednego zawodnika. Szah i Kaees zagrali przygotowany przez siebie repertuar bezbłędnie. Usłyszeliśmy więc stare numery, wymieszane z premierowymi, zaskakujące wyjścia i ukłony w stronę producentów. Całość okraszona wyczynami DJ Roki. Klasycznie.

Nie minęła krótsza przerwa niż blok reklamowy, a na scenie pojawił się Skilla. Przyznam, że wyczekiwałem po cichu jego występu, gdyż powracający do gry zawsze są niemałą gratką. Nie proszę o lincz, lecz niestety średnio znałem jego repertuar. Zaobserwowałem trochę chaosu, widoczna była przerwa w koncertowaniu. Mimo wszystko poziom rąk w górze nie został obniżony, a coraz liczniej zgromadzeni rozgrzewali się przed daniem głównym.

Katowiczanie z PHFNG nie przejęli schedy po Skilli, ale mikrofon z ręki do ręki owszem. Zasłużony dla polskiego podziemia kolektyw zaprezentował przede wszystkim numery ze swojego ostatniego albumu, który figuruje u mnie jako jeden z moich ulubionych polskich tytułów bieżącego roku, jeśli nie ostatnich lat. Doskonały humor w nowojorskim brzmieniu pełnym pasji, bo jak inaczej zdefiniować ich występ, w którym pomiędzy Elienem i Eneką pośredniczy Jola Rutowicz?

W międzyczasie pan Leszek ze swoją świtą pojawił się w klubie, skąd obserwował następną część show przygotowaną przez lokalnych wariatów z DEFE DEFE. Na co dzień refleksyjny i głęboki rap chłopaków podstawiany ludziskom w przeważnie jazzowej konwencji brzmiał tutaj energicznie i żywo. Dodatkowo pazur pokazał Revo śpiewając swoje solowe piosenki, jakby to ujął sam zainteresowany.

Byłbym oszczercą, złoczyńcą i kimkolwiek najgorszym, gdybym nie wspomniał, że podczas tego przekroju z Zagłębia (od Będzina po Sosnowiec) pierwsze skrzypce grał DJ Roka. Nieraz zresztą uhonorowany przez mc’s, którzy przypominali gdzie jest miejsce DJ’a w kulturze hip-hop. Niesamowitość zamiast zmęczenia biła z jego gramofonów, a co najdziwniejsze we wszystkim, że grał dłużej niż gorące lato Masta Ace’a. Znalazła się także chwila na odpoczynek dla niego. Narzędzia zbrodni przekazał bowiem dla pasjonującego Krakowiaka, szerszej publiczności znanego jako Daniel Drumz.

Trzeźwiejsi powiązali machinalnie ten fakt z liderem Grammatika, natomiast bystrzejsi zaczęli się wsłuchiwać w rozpoczynający się właśnie niedługi występ Dioxa, który nieoficjalnie był ostatnim supportem przed Eldo.

Warszawiak zaprezentował publice cały przekrój swojej twórczości. Repertuar balansował pomiędzy Światłami miasta, Eternią, czy świeżo upieczonymi wówczas Zapiskami. Występ energiczny, ale jaki inny mógłby być? Nie każdy artysta przecież dysponuje tak szeroką gamą perełek. Rzekłbym, że utwory same grały i bez zbędnych podrygiwań rozruszały wrzącą publiczność. Swoje powiedział również Daniel Drumz. Gramofonami. Po występie miał miejsce rytuał autografów, fotek, rozmów, piątek…

Bezapelacyjnie był to jeden z najważniejszych koncertów dla rozwoju tejże kultury, jakie widziało nasze miasto. Siłą rzeczy jeden z najlepszych, jeśli nie najlepszy. Genialne supporty, świetna zabawa, niesamowity klimat undegroundu, ciętego rapu i pulsującego basu. Jeśli szukałeś w piątkowy wieczór wrażeń w rytmie ulicy, nie mogłeś znaleźć lepszego miejsca niż Soho. Niestety Eldo nie wpisał się do moich złotych myśli autografem, ale w historię i rozwój sosnowieckiej sceny z pewnością.


19 lipca 2011

Bboying w Zagłębiu Dąbrowskim

Bboying w Zagłębiu rozwijał się od połowy lat 90’. Oglądać wtedy można było takie ekipy jak Progressive Side czy Strefa Zrzutu, które dość mocno udzielały się na polskiej scenie tanecznej. Po przebudowie sosnowieckiego centrum (tzw. Patelnia) przejście podziemne łączące dworzec PKP z ul. Modrzejowską stało się miejscem zagłębiowskiego bboyingu. Dzisiaj jednak z tych ekip pozostało mało tancerzy, ponieważ połowa pozakładała rodziny, druga po prostu zajęła się życiem zawodowym, co niestety zbiegało się z treningami i częstymi wyjazdami. Nie oznacza to jednak, że bboying w Zagłębiu całkowicie upadł. Pod przejściem zjawiali się coraz to nowi tancerze, często też przyjezdni z Katowic, Mysłowic i okolic Sosnowca.

W każdym z miast Zagłębia Dąbrowskiego mniej lub bardziej prężnie działała jakaś ekipa. W Dąbrowie Górniczej przy Pałacu Kultury Zagłębia trenowała i dalej trenuje ekipa ze szkoły tańca Marengo, obecnie nazywająca się PKB, w Będzinie działało WSB oraz On The Floor (szkoła tańca Olka Kulika, byłego członka Progressive Side), w Sosnowcu zaś, znane wszystkim z licznych pokazów Dancefloor Players. Obecnie członkowie ekip Dancefloor Players i WSB połączyli siły i na wielu imprezach dzielnie reprezentują Zagłębie pod nazwą Fresh Flava. Każda z ekip stara się nieustannie zbierać doświadczenie na różnego rodzaju contestach, zawodach i jamach.

Wszyscy chcemy rozwijać i propagować hip-hop wyrażając go właśnie przez bboying, który jest dla nas całym życiem. Hip-hop w Zagłębiu tętni życiem i jak mawiał jeden z klasyków znajdziesz go, jeśli chce Ci się go szukać!. Ekipy z Zagłębia ciągle budują swoje skillsy i jeszcze nie raz na pewno Was zaskoczą! Pamiętajcie! Rozwijajmy naszą kulturę! Tylko dzięki nam może być większa niż do tej pory!

7 lipca 2011

Pot, ciężka praca i zajawka, czyli street-hop z Sosnowca

Relacjonował obserwator

Pomyślałbym, że nienawidzę poniedziałków jak O.S.T.R., gdy w wolnych chwilach upajał się jazzem, lecz był wtorek. Drugi dzień tygodnia, a nie lepszy od pierwszego. Szukałem jakiegoś relaksu, odpłynięcia od spraw codziennych. Nerwowo wyczekiwałem popołudnia, kiedy to dostałem propozycję, by znowu pojawić się w przejściu podziemnym przy Patelni. Wieczorem więc wyszedłem z domu, by piętnastominutowym rejsem wzdłuż Sosnowca autobusem linii 811 wstawić się na miejscu docelowym i uprzykrzyć komuś życie.

Zastaliśmy niezbyt zaludnione przejście podziemne funkcjonujące swoim tempem, które zbliżało się ku końcowi. Wywnioskować mógłbyś po zamykanych sklepach i ludziach śpiesznie wracających do swoich domów. My natomiast z niego wyszliśmy.

Przed charakterystycznym miejscem zaczęli się zbierać wygłodniali swojej pasji ludzie. Z entuzjastycznych okrzyków wysnułem, że zapowiadało się coś niestandardowego i odmiennego. Być może to błędne wnioski, lecz śmiem w to bezapelacyjnie wątpić. Takie oto wrażenia towarzyszyły mi na kilka minut przed skądinąd zwykłym treningiem bboys, lecz jestem nieziemsko dumny i napromieniowany energią, że mogłem w tym wszystkim uczestniczyć!

Dla chłopaków czynnie uczestniczących, z pewnością mógł być jedynie zwykłym treningiem. Dla mnie, mimo że to nie był mój debiut pod przejściem, był na swój sposób wyjątkowy. Zjawiło się więcej osób niż zazwyczaj, tak jakby miejskim bboys nagle się zachciało nie wiadomo jak sklonować, zmieniając skórę dla niepoznaki. Oczywiście że nie twierdzę, że nigdy nie było tam więcej bboys niż dotychczas, ale za mojej kadencji po prostu ich aż tylu nie widziałem. Choć mógłbym stwierdzić, bazując na mojej pamięci, że bboys są tam od zawsze!

Po rozgrzewkach i drobnej awarii z grajkiem - zaczęło się! W kole stanęli zajawkowi pasjonaci z Fresh Flava oraz wolni strzelcy. Nie przypominam sobie sytuacji, żeby na środku było pusto, odkąd zabrzmiały pierwsze nutki funkujących breakbeatów. Każdy koleżka prezentował swoje umiejętności lub pracował nad swoimi niedociągnięciami, podejmując się z powodzeniem trudnych do zrealizowania z medycznego punktu widzenia figur. A zabójcze toprocki zapewne śnią się każdemu przechodniowi, który tegoż dnia niejednokrotnie zatrzymywał się na chwilę.

Również i ja w tym treningu miałem swoją rolę. Kiedy w kole narastało zmęczenie, ja czułem się coraz bardziej nazwijmy to wyluzowany. Moja inspiracja wzrastała z ich stopniowym spadaniem sił. A nawet nie byłem taki gorszy, ponieważ gdzieś tam kark imitował wystukiwanie tempa. I klasnąłem sobie czasem na dwa. Rola obserwatora jest również odpowiedzialna, lecz jest to temat na osobne wywody. Dla mnie zresztą, wielmożnego półgłówka, ograniczonego do jedynego gatunku muzycznego, była to także doskonała okazja do posłuchania dobrej muzyki, jak już szukamy dziury w całym.

Wtorkowe wrażenia zapamiętam także symbolicznie. Promują przecież kulturę hip-hop w regionie, nieprawdaż? Przecież mogli pójść na salkę, jednak sztuka ulicy sztuką ulicy. Motyw śmigania pod przejściem jest również pozostałością po latach dziewięćdziesiątych. Kto wie czy nie jedyną, która przekazuje tradycję z czasów oblegania miejscówek. Konsekwencja, która też motywuje!

A właśnie, śmiganie pod przejściem, czyli jak nadmieniłem wcześniej: pod charakterystycznym miejscem. Bo jak inaczej ująć rzecz, która mimo kwadratowej postury potrafi przybrać kształt koła? Zapełnionego koła zajawką, pasją i braterską atmosferą, co już wyczułem przy zbijaniu piątek. Nie wiem jak inni, ale ja z pewnością nie byłem tam po raz ostatni. Pójdziesz ze mną? Zabierz młodszego brata lub siostrę! Nie pozwól mu zmarnować się na podwórku. Niech zobaczy przejście podziemne przy Patelni, a kto wie, czy nie wyrośnie na najlepszego bboya na ziemi?

Relacjonował bboy z Fresh Flava

Już od poniedziałku wiedziałem, że tego dnia zbierze się nas naprawdę dużo, lecz i tak ilość osób mnie troszeczkę zaskoczyła. Byli bboys z Będzina, Sosnowca, Katowic i Mysłowic. Byli nasi dobrzy znajomi tworzący muzykę, których obecność i pogląd na nasz taniec bardzo mnie motywuje i cieszy. W kilku słowach - była nas spora gromada!

Wszyscy zaczęliśmy się zbierać pod sosnowieckim przejściem jak zawsze o 19:00, z nadzieją na dobry i efektywny trening. Byłem na miejscu jako jeden z pierwszych. Czekaliśmy na Lola, który przynosi zbawienne, małe czarne pudło, potocznie zwane grajem. Pech! Nie ma kabla... Nie z takimi rzeczami sobie radziliśmy. Wspomniane pudło Lola ma również możliwość zasilania na baterie, więc szybciutka zrzutka na paluszki załatwiła sprawę.

Od pierwszych brzmień muzyki, w kole coś się działo cały czas. Prawdę mówiąc nie zauważyłem chyba ani jednego najmniejszego przestoju - set za setem!

Ogromnie jarają mnie takie treningi, czuć wtedy niesamowitą energię. Śmiało mogę powiedzieć, że zajawa dosłownie kipi z koła. Co chwilę słychać krzyk, bo ktoś wykręcił dobry sztos, wszyscy chill'ują, śmieją sie, żartują... Po prostu świetnie się razem bawią i rozumieją.

Choć tego dnia moje ciało odmówiło mi posłuszeństwa po prawie tygodniowej przerwie i niestety częstotliwość oraz energia moich setów nie zadowalała mnie ani trochę, to i tak czuję, że trening podbudował mnie mentalnie. Wracając do domu nachodziło mnie wiele przemyśleń i wniosków, które wyciągnąłem z tego treningu. Wydaje mi się, że zaowocują one świeżością na następnych treningach.

Mam nadzieję, że takie treningi będą teraz bardzo częste. To jest chyba to, czego przede wszystkim szukam w tańcu - chill, zabawa, pasja, wolność... I choć nie wytrenowałem wielu zamierzonych numerów, to wychodzę z założenia, że mały kroczek w tył to późniejsze dwa duże skoki do przodu!

Stay Fresh!

PS. Gratulacje dla Monkey'ego za jedną z najdłuższych dziewiątek jakie u niego widziałem. Rządzisz bracie!

3 lipca 2011

Graffiti Skate Jam Sielec 2011

9 lipca 2011 roku (sobota) w PARKU SIELECKIM odbędzie się Graffiti Skate Jam SIELEC 2011.

* Zawody skate (w trzech kategoriach - DESKA, BMX, ROLKI)


* Jam graffiti (artyści graffiti pomalują skateparkowe rampy, podjazdy i murki)

Impreza startuje o 10:00 rano. Od godziny 11:00 zbierane będą zapisy do konkursu. Do wygrania ciuchy ze skateshopu.

Muza: Dj Kam (www.djkam.pl)

Zapraszamy wszystkich chcących wziąć udział w konkursie a także wszystkich, którzy chcą popatrzeć na skaterów próbujących swoich sił i malarzy graffiti tworzących obrazy na ścianach skateparku.

Wstęp na imprezę jest wolny.